08 Gru 2021, 16:15:17
Szanowni, którzy czytacie tego słowa,
Zapewne spodziewaliście się, że będzie tu zrzędzenie i tandetne pomysły, że znów ten niespełniony imperialista i pseudomyśliciel Sprasen będzie głosił swe idiotyczne teorie, które spokojnie można publicznie potępić tak jak ich autora.
Nie zawiedziecie się. Ostatnio zaszły w ZP wielkie zmiany, które potwierdziła konstytucja opublikowana bez uprzedzenia 24 listopada. Zresztą jej zawartość jest w większości mojego autorstwa, wycięto głównie fragment na który poświęciłem najwięcej czasu i wysiłku, czyli ten o podziale administracyjnym, przez co uległa w moim mniemaniu skutecznemu oczyszeniu ze „sparasanizmów”. Teraz zatem niektórzy mówią „mamy Insulię”, jakby chodziło o coś nowego, innego niż dotychczas, o cudowną przemianę prowizorycznego ZP w nowe, lepsze Cesarstwo. Ja mówię natomiast „mamy coś”. Już nie to prowizoryczne, feniksopodobne Zjednoczone (czy raczej podzielone) Państwo, ale też jeszcze nie nową, cudowną, silną Insulię.
Winna napiętnowania jest jak dla mnie Druga Republika Voxlandzka, ten prowizoryczny twór pozbawiony ducha i wyzuty z ideologii, zasłużony jedynie tym, że stworzyła go królowa Aleksandra I, wielka dobrodziejka, jak również faktem przetrwania nieomal roku w niezmienionej formie. Bo i nie było czego zmieniać, wartte uwagi były jedynie szogunaty, lecz nie sam Voxland jako taki. Nie obwiniam o to oczywiście samego kraju, ale „republikę”, to rozczarowujące coś.
Tu można łatwo skojarzyć tą sytuację aktywności podmiotów administracyjnych i bezużyteczności władzy centralnej z Secesyjną Republiką Westland, obecnie podzieloną między Republistan, Amatorię oraz Indian - Kugarów, z Kongresem mającym służyć za namiastkę władzy krajowej. Nie mówię, że jest to szczególnie złe, ale dość zbędne.
Jesteście już zapewne oburzeni, bo baran, który wrócił ledwo co (i to nie w pełni) do kraju ma czelność wytykać błędy świętemu porządkowi? Otóż mam. Więcej, proponuję rozwiązanie rozważane przez dłuższy czas, choć uprzednio nie zaproponowane. Królestwo dla Voxlandu! Monarcha dla Voxlandu! Potrzebna jest elekcja patrona przywracającego szacunek władzy centralnej, lecz nie odbierającego go szogunatom, wykonawcy cesarskiej woli w tymże miejscu. Tego, który usunie szogunaty zbędne, nieaktywne, nijakie i bez potencjału.
Czy i monarcha nie należy się Westlandowi? Tu przez szacunek nie naruszałbym nazwy kraju, którą pamięta czasy bodaj najrozsądniejszego z ojców założycieli, Eustachego Playstation, ale urząd prezydenta przez kolejne kadencje upodlił się. Może więc potrzebny jest protektor, nie król, monarcha republikański, władca bez tytułu lecz zdolny uporządkować tamtejszy bałagan.
I wreszcie Ruba. Proponuję, aby było to wolne terytorium. Nie przynależące ani do Westlandu, ani do Voxlandu, lecz pod protekcją osobistą Cesarza, gdzie mógłby udzielać się i schronienie znaleźć każdy, niezależnie od narodowości i formalności.
Zarys to ogólny, ale liczę otwarcie, że sprowokuję tym dyskusję na dotychczas pomijany temat. A wracam do Insulii jak do siebie, bo jestem u siebie, w czymś co tworzyłem i może dane będzie mi zmiany tam wprowadzać u boku cesarza i twórców pozostałych.
Zapewne spodziewaliście się, że będzie tu zrzędzenie i tandetne pomysły, że znów ten niespełniony imperialista i pseudomyśliciel Sprasen będzie głosił swe idiotyczne teorie, które spokojnie można publicznie potępić tak jak ich autora.
Nie zawiedziecie się. Ostatnio zaszły w ZP wielkie zmiany, które potwierdziła konstytucja opublikowana bez uprzedzenia 24 listopada. Zresztą jej zawartość jest w większości mojego autorstwa, wycięto głównie fragment na który poświęciłem najwięcej czasu i wysiłku, czyli ten o podziale administracyjnym, przez co uległa w moim mniemaniu skutecznemu oczyszeniu ze „sparasanizmów”. Teraz zatem niektórzy mówią „mamy Insulię”, jakby chodziło o coś nowego, innego niż dotychczas, o cudowną przemianę prowizorycznego ZP w nowe, lepsze Cesarstwo. Ja mówię natomiast „mamy coś”. Już nie to prowizoryczne, feniksopodobne Zjednoczone (czy raczej podzielone) Państwo, ale też jeszcze nie nową, cudowną, silną Insulię.
Winna napiętnowania jest jak dla mnie Druga Republika Voxlandzka, ten prowizoryczny twór pozbawiony ducha i wyzuty z ideologii, zasłużony jedynie tym, że stworzyła go królowa Aleksandra I, wielka dobrodziejka, jak również faktem przetrwania nieomal roku w niezmienionej formie. Bo i nie było czego zmieniać, wartte uwagi były jedynie szogunaty, lecz nie sam Voxland jako taki. Nie obwiniam o to oczywiście samego kraju, ale „republikę”, to rozczarowujące coś.
Tu można łatwo skojarzyć tą sytuację aktywności podmiotów administracyjnych i bezużyteczności władzy centralnej z Secesyjną Republiką Westland, obecnie podzieloną między Republistan, Amatorię oraz Indian - Kugarów, z Kongresem mającym służyć za namiastkę władzy krajowej. Nie mówię, że jest to szczególnie złe, ale dość zbędne.
Jesteście już zapewne oburzeni, bo baran, który wrócił ledwo co (i to nie w pełni) do kraju ma czelność wytykać błędy świętemu porządkowi? Otóż mam. Więcej, proponuję rozwiązanie rozważane przez dłuższy czas, choć uprzednio nie zaproponowane. Królestwo dla Voxlandu! Monarcha dla Voxlandu! Potrzebna jest elekcja patrona przywracającego szacunek władzy centralnej, lecz nie odbierającego go szogunatom, wykonawcy cesarskiej woli w tymże miejscu. Tego, który usunie szogunaty zbędne, nieaktywne, nijakie i bez potencjału.
Czy i monarcha nie należy się Westlandowi? Tu przez szacunek nie naruszałbym nazwy kraju, którą pamięta czasy bodaj najrozsądniejszego z ojców założycieli, Eustachego Playstation, ale urząd prezydenta przez kolejne kadencje upodlił się. Może więc potrzebny jest protektor, nie król, monarcha republikański, władca bez tytułu lecz zdolny uporządkować tamtejszy bałagan.
I wreszcie Ruba. Proponuję, aby było to wolne terytorium. Nie przynależące ani do Westlandu, ani do Voxlandu, lecz pod protekcją osobistą Cesarza, gdzie mógłby udzielać się i schronienie znaleźć każdy, niezależnie od narodowości i formalności.
Zarys to ogólny, ale liczę otwarcie, że sprowokuję tym dyskusję na dotychczas pomijany temat. A wracam do Insulii jak do siebie, bo jestem u siebie, w czymś co tworzyłem i może dane będzie mi zmiany tam wprowadzać u boku cesarza i twórców pozostałych.
August van Hagsen de la Sparasan